Wracam ze spaceru do ośrodka. Winda znów zepsuta. Mam dość ciągłego czekania. Wkurzyłam się. Podejmuję szybko decyzję. Zostawiam balkonik w portierni i ruszam po raz pierwszy samotnie na schody, bez kuli, bez rehabilitanta. W tempie żółwim docieram do mojego tymczasowego „domku”.
– A Ty co? – pyta uśmiechnięta Emilka – gdzie masz balkonik?
– Rzuciłam go – odpowiadam – znudził mi się – żartuję.
– No widzisz, z brykami jak z facetami facet to czasem kula u nogi
Taak. Spróbowałam bez balkonika. I od tego czasu chodzę samodzielnie.
Oglądałam ostatnio filmik nagrany w ośrodku pt. Znowu chodzę sama. Fakt, że wyglądałam troszkę śmiesznie. Ale to szczegół. Wtedy ważne było to, że jestem już w 100 % samodzielna.
W końcu, gdy czułam się już pewnie chodząc po ośrodku umówiłam się do mojego fryzjera. Mąż wysadził mnie z samochodu cztery metry od wejścia do salonu. Nie macie pojęcia jakie te cztery metry były długie. Zmiana otoczenia spowodowała spadek pewności siebie i znów mój mózg zaczął wariować. Ale doszłam. Bo dzielna baba ze mnie jest Jak dobrze, że walka z własnymi ograniczeniami zawsze dodaje mi siły. To pewnie dlatego, że moje ciało i mój mózg to godni przeciwnicy 🙂