Autor: gbsczyja
GWW – Łukasz
Po przeprowadzce
Witajcie w nowym miejscu.
Już po przeprowadzce 🙂 Kartony rozpakowane. Sprawy posegregowane.
Mam nadzieję, że będzie teraz czytelniej dla GBSowców i ich rodzin, wpadających do mnie po konkretne informacje…
Angel, cieszę się, że Ci się podoba! Rozgość się i czuj się jak u siebie 😉
Obiecuję niebawem kolejnego posta, a tym czasem uciekam. Obowiązki wzywają… Miłego dnia!
GWW – Poznajcie Jarosława!
Mam 23 lata i mieszkam w okolicach Rybnika w województwie śląskim. Zachorowałem na GBS 8 lat temu, w 2004 roku, mając 15 lat. Problemy zaczęły się nieco przed wakacjami, dopadła mnie parszywa infekcja żołądka (ponoć jakieś zapalenie) które objawiało się mocnym bólem brzucha oraz intensywnymi biegunkami. Skontaktowałem się z gastrologiem, dostałem jakieś tabletki i infekcja przeszła. Po około dwóch tygodniach od tej infekcji zaczął się koszmar. Wstałem pewnego dnia rano i poczułem, że bolą mnie łydki i mięśnie strzałkowe (jakby po przećwiczeniu) i z dziwnym uczuciem mrowienia. W tym czasie poczułem też, że mięśnie te wyraźnie osłabły. Wylądowałem u lekarza który nie wiedząc skąd to się mogło wziąć wypisał mi skierowanie do kliniki reumatologicznej. Przeleżałem na oddziale w Sosnowcu bodajże 2 tygodnie (musiałbym zobaczyć ile dokładnie na wypisie) przy czym mój stan się pogarszał. Osłabły mi nogi, ręce, miałem gorączkę, przerażające bóle rąk i nóg oraz bóle w okolicach lędźwiowej części kręgosłupa, które uniemożliwiały mi poruszanie się i wykonywanie podstawowych czynności. Po wykonaniu rezonansu magnetycznego i kilku innych badań lekarze nie mieli pojęcia co mi dolega aż w końcu ktoś wpadł na pomysł zrobienia mi punkcji lędźwiowej z której pobrano płyn i postawiono wreszcie diagnozę. W tym czasie praktycznie przestałem chodzić, nie umiałem odkręcić butelki a potworny ból uniemożliwiał mi chociażby umycie się. Zostałem przewieziony do szpitala w Katowicach, już na oddział neurologiczny gdzie zaczęło się leczenie. Przeleżałem tam miesiąc. Bodajże po tygodniu leczenia zaczęła być widoczna jakaś wyraźniejsza poprawa. Leczenie jaki w moim przypadku zastosowano to leczenie antybiotykami, sterydami, lekami przeciwwirusowymi. Plazmaferezy nie miałem. Immunoglobulin również nie miałem podawanych bo lekarze stwierdzili, że to nie przyniesie już żadnego skutku (zaostrzenie choroby miałem w trakcie leżenia na reumatologii). Od tamtego czasu dużo się wydarzyło, praktycznie zjadłem zęby na rehabilitacji w przeróżnej postaci ale do dzisiaj borykam się z problemami wynikającymi z ubytków, które mi pozostały…
Poznajcie Łukasza!
Witam, nazywam się Łukasz i jestem GBSiakiem od 12roku życia.
Historia mojej choroby zaczęła się pod koniec 1996 roku, amianowicie w Wigilię Bożego Narodzenia kiedy to miałem stan podgorączkowy 37-38stopni. Nie jest udowodnione ,że miało to związek z GBS ale w późniejszychbadaniach wyszło mi ,że przechodziłem grypę tej zimy (choć tak naprawdę nieprzechodziłem). Dalsza część rozwoju choroby polegała na tym ,że w dniu 28grudnia wyjechałem z rodzicami do NowegoTomyśla do rodziny i gdy zajechaliśmy tam rano po obudzeniu miałem problem wrekach ponieważ nie byłem w stanie zapiąć sobie rozporka u spodni. Następnegodnia zacząłem już człapać jak kaczuszkai miałem strasznie zimne łydki nóg. W dniu 1 stycznia wybierając się na pociągspadłem już ze schodów i dalsza podróżodbyła się na rekach mojego taty. Gdy zajechaliśmy do Częstochowy rodzicezadzwonili po znajomego neurologa , który leczył mojego tatę po poważnymwypadku i poinformował Nas o tym ,żeniestety zapowiada się na ostra polineuropatię. Jako ,że w Częstochowie niebyło oddziału neurologii dziecięcej przyjęto mnie na oddział zakaźny. Pobyt w częstochowskim szpitalu polegał natym ,że prowadzono na mnie różne doświadczenia (3 badania EMG w czasie jednegoz nich prawie zemdlałem z bólu,2 punkcje lędźwiowe). W dniu 13 styczniarodzicom udało się wywieźć mnie do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi w stanietakim, że nie jadłem już samodzielnie ,tylko mnie karmiono, w łóżku niepotrafiłem samodzielnie obrócić się na bok. Lekarka która wypisywała mnie ze szpitala wCzęstochowie poinformowała moją mamę ,że wydaje mnie najprawdopodobniej z dużymguzem w głowie ponieważ tak źle wyszła punkcja. W mieście Łodzi dosłownietelefonicznie dokonano rozpoznania gdzie podano mi przez tydzień osocze z krwiludzkiej (nazwy nie pamiętam). Po upływie leczenia farmakologicznegoprzebywałem na trzymiesięcznej rehabilitacji w CZMP po którym to okresiewypisano mnie do domu. W mieści świętej Wieży przez 2,5 roku chodziłem narehabilitację do czasu ukończenia szkołypodstawowej. W późniejszym okresie co jakiś czas chodziłem na rehabilitacjechoć nie przynosiła ona dalszych efektów. Z pozostałości po chorobie mam drżące dłonie, chude łydki,opadające stopy i nie potrafię szybko biegać i wysoko skakać.
Poznajcie proszę Iwonę :)
Witam serdecznie,
odwiedziłam bloga buszując po necie w poszukiwaniu wiadomości na temat GBS,o leczeniu, powikłaniach, wychodzeniu z choroby. Mnie dopadło to kilka lat temu.. Zaczęło się bardzo prozaicznie od potwornego bólu pleców,miałam kłopoty z kręgosłupem więc po prostu byłam przekonana,że to kolejny „gorszy czas” z tym związany. Kiedy ból się nasilał,stawał się nie do zniesienia standardowo poszłam do lekarza rodzinnego ten potwierdził,że to na pewno kręgosłup i przepisał leki,żele itp.
Minęło trzy dni a ból nasilał się w zastraszającym tempie, drętwiały mi ręce,nogi. Kolejna wizyta -zastrzyki i propozycja aby pójść na masaż. Tak też zrobiłam, niestety efekt żaden, masażysta stwierdził, że jest takie napięcie,takie „kulki”na mięśniach że nie potrafi ich rozmasować. Zaliczyłam dwa masaże ,dwa zastrzyki i nogi odmówiły posłuszeństwa, zaczęłam mieć trudności z mówieniem.
Była sobota, pojechaliśmy na kolejny zastrzyk na pomoc wieczorową a tam pielęgniarka zawołała lekarkę jak mnie zobaczyła a ta kazała natychmiast jechać do szpitala na dyżur.
Nie będę opisywać ile przeszłam na izbie przyjęć zanim wreszcie trafiłam na oddział neurologii niestety już nie o własnych siłach.
Przez pierwsze dwa dni zrobiono punkcję ,rezonans i rutynowe badania. Diagnozy było brak. Ja już nie miałam czucia w nogach, rękach, nie mówiłam. Mimo,że od początku poinformowaliśmy o tym ,ze tydzień przed wystąpieniem pierwszych objawów zaszczepiłam się przeciw grypie diagnozy nie było. Ja leżałam już z cewnikiem, pieluchą, ktoś musiał mnie nakarmić, umyć, przewinąć. KOSZMAR. Dni mijały, poprawy żadnej, ogromne ilości kroplówek jakie we mnie wlewano, transfuzje nic nie przynosiło efektu.Tak minęło siedem długich tygodni życia jak roślinka.
W końcu mąż zażądał żeby, skoro nie potrafią mi pomóc, przykazali mnie do innego szpitala lub wykazali jakąkolwiek inicjatywę aby mnie zdiagnozować. Chyba pomogło bo został poproszony na konsultację jakiś profesor z innego szpitala i coś drgnęło.
Po kilku dniach zaczęto mnie codziennie przewozić do stacji krwiodawstwa na zabiegi plazmaferezy. Już po pierwszych pięciu zabiegach nastąpiła poprawa, po kolejnych pięciu było jeszcze lepiej. Mogłam już utrzymać coś w ręce,nogi też jakby drgnęły, wyjęto cewnik, pieluchę. Pomalutku odzyskiwałam czucie..W końcu po trzech miesiącach opuściłam szpital z diagnozą:zapalenie wielokorzeniowo-nerwowe poszczepienne z niedowładem wiotkim czterokończynowym i nn V i VII prawego.
W trakcie pobytu przeszłam też zapalenie żył głębokich lewej nogi. No ale wreszcie wyszłam a raczej wyjechałam na wózku ze szpitala. Akurat były święta Bożego Narodzenia więc spędziłam je w domu a zaraz potem pojechałam na rehabilitację i właśnie tam po raz pierwszy zetknęłam się z terminem ” GBS”.
Mówiono o mnie pacjentka z francuską chorobą i to tam wytłumaczono mi skąd takie określenie. Na rehabilitacji spędziłam kolejne tygodnie, uczyłam się na nowo chodzić,mówić …. ale poprawa była bardzo wyraźna.
W końcu po ośmiu tygodniach wróciłam do domu O WŁASNYCH SIŁACH, bez wózka, balkonika, kul. Życie zaczęło się na nowo.
Od tego czasu minęło siedem lat, lat przepełnionych ćwiczeniami, rehabilitacją, radością z każdego dnia ale też niestety bólem.Choroba zostawiła jednak ślad po sobie. Opadnięta powieka, kąciki ust, slabsze czucie w rękach, nogach ale i tak jest rewelacyjnie. Nigdy się nie poddaję nawet wtedy kiedy ból się nasila.
Bardzo bolą mnie nogi,jest to ból jakbym miała ciężką grypę,promieniuje na całej długości. Wiem ,jest to spowodowane też zwyrodnieniem kręgoslupa ale okazało się też po kolejnym badaniu,że trwale uszkodzone są włokna nerwow strzałkowych w obrębie korzeni brzusznych rdzenia. Pomimo tych wszystkich „niedogodności” cieszę się z tego jak jest bo nigdy nie zapomnę tego co przeszłam.Korzystam systematycznie z
rehabilitacji,sama również w domu ćwiczę ,gimnastykuję i ciało i duszę.
Napisałam do Ciebie ponieważ chcialabym też zwrócić uwagę na rozprzestrzeniającą się trochę „modę” na szczepionki. Wiem nigdy nie należy generalizować i przypadki powiklań poszczepiennych zdarzają się nieczęsto ale ZDARZAJĄ się i konsekwencje są czasami brzemienne w skutkach. Warto o nich wiedzieć a o tym niestety nie mówi sie tak głośno jak o korzyściach ze szczepień.
Serdecznie pozdrawiam
Wiwa
Ooo… rany
Oooo…. sierpniowa Olivia poleca książki na urlop. Także „Blogostan”. Milutko.
Przeglądam Olivię i widzę facebookowy temat. Wiem, wiem, pisałam już o facebooku na blogu, o blogu w książce … a o książce na facebooku. Koło się zamyka i wszystkie drogi prowadzą na fejsa.
Wiedzieliście, że miliony osób na całym świecie zaczynają dzień od zajrzenia na fejsa?
Brrrr.
Ja rozumiem, że rano sięga się po odrobinę przyjemności … zwyczajnej, ludzkiej, egoistycznej … kubek kawy, poranny papieros, szybki prysznic – „jedyna przyjemność, która może mnie spotkać tego dnia” (ukłon w stronę American Beauty”).
Ale na fejsa? Tak na czczo?
Nie wiem. Nie wiem.
Może niech każdy sięga po co chce…
Ale…
Gdy widzę na fejsie pojawiające się wakacyjne foty różnych ludzi, wrzucane z telefonów komórkowych, tak na gorąco, prosto z wakacji, by podzielić się z innymi widokiem morza, gór, piasku, jeziora itp. ogarnia mnie przerażenie.
Wydaje mi się, że tracimy coś bardzo ważnego. Umiejętność przeżywania swojego życia dla siebie. Zamiast delektować się chwilą, widokiem i obecnością najbliższych .. wyciągamy telefony robimy foty, by pokazać innym jak bardzo fajnie u nas jest 🙂 Delektujemy się komentarzami, lajkami i tym, jak mogą widzieć nas inni.
Niech ktoś zatrzyma taki świat. Ja wysiadam. Wybieram błogostan. Mój, Słodki. W bardzo ograniczonym gronie prawdziwych przyjaciół.
Sumienie…
Obejrzałam piękny film, w którym ważną rolę pełni sumienie.
Polecam recenzję …
http://opiatbojarska.blog.pl/2012/07/24/zycie-przed-oczami/
Prawdziwe morderstwa
Polecam wakacyjną lekturę – recenzja świeżutkiej książki, która pojawiła się wczoraj w księgarniach na moim drugim blogu!
http://opiatbojarska.blog.pl/2012/07/12/prawdziwe-morderstwa/
Wiedziałam …
Nadal zero chętnych na podarowanie mi miejscówki na wyspach….
A niech to!
Wychodzi na to, że trzeba pracować, pracować i pracować… bez pracy nie ma kołaczy, a bez kasy fajnych miejscówek 😉
Także szkoda czasu na czcze pisaniny o tym, jak minął mi dzień i jak trudno jest wybrać zwycięzców konkursu „Blog jest dla mnie …”
Do pracy, rodacy 😉