Miałam niesamowity sen. Gdy wstałam z łóżka nie pamiętałam go. Nie miałam nawet świadomości, że był. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do pracy. Jakiś debil zachował się dziwnie na skrzyżowaniu. Musiałam zahamować. Zredukować biegi. Dupek! Wrzucam jedynkę i ruszam. Mocno i szybko. Tak lubię. To mój sposób walki z negatywnymi odczuciami. Samochód mknie przed siebie, silnik ryczy, z cd Uniatowski śpiewa „będzie to co musi być …zdarzeń nie przyspieszy nic ….”. Właśnie w tym momencie przypomniał mi się sen. A właściwie najpierw poczułam się bosko, a potem pomyślałam – zaraz, zaraz już dziś tak się czułam. No właśnie tak sobie śniłam. Chyba byłam na spacerze. Ktoś był obok mnie, nie pamiętam kto. I nagle trzeba bylo biec. Nie wiem czy uciekalismy? czy goniliśmy? czy się spieszyliśmy? Biegniemy. Osoba mówi:
– Zobacz, ty biegniesz ….
Ooooo – niesamowite – pomyślałam. Przecież mówiono mi, że może już nigdy nie będę mogła biegać. A ja biegnę. Nie jak paralityk. Biegnę szybko. Nic mnie nie boli. Nie potykam się. Nie przewracam. Cudnie. Czuję radość, szczęście, rosnącą energię, dumę. Niesamowita mieszanka uczuć. Hm, kiedyś pomyślałabym – kretynka – zwyczajne bieganie budzi w niej taką euforię 😉
Te wszystkie uczucia przyprawione były jeszcze szczyptą przekonania o zakończeniu trudnego etapu. Niesamowite – to była miła projekcja mojego mózgu. Przed zaśnięciem myślałam właśnie o tym, że chyba już etap rehabilitacji mogę zamknąć. Jestem szczęśliwa, zadowolona, myślę o nowym biznesie … to najlepiej świadczy o tym, że wróciłam na dobry tor.
Jadę, silnik wyje, Uniatowski śpiewa:
„Biegłem, przecinając mrok
Potykając się co rusz
O niesforny, jakby obcy – własny cień …
Dogonić chciałem przyszłość
Przejrzeć boski plan
Chciałem spotkać siebie z przyszłych dni
Sprawdzić, czy szczęśliwy ze mnie gość„
„Będzie to co musi być – śpiewam (bo nie o to chodzi, że mi słabo wychodzi) razem z Marylą – wsłuchaj się w pierwotny rytm ….zdarzeń nie przyspieszy nic”.