Szatańskie nasienie

To był baardzo długi dzień. Koncertowy i długi poniedziałek.
Nie, nie chciałam się ŻARZYĆ w Warszawie (chociaż na pewno w Wawie było nastrojowo). Chciałam przypalić się i spłonąć w Gdańsku, drżąc przepływającą przeze mnie muzyką. I tak też się stało. Drżało wszystko. Nawet moja torebka. Płonęli wszyscy, niezależnie od zajmowanego przez nich miejsca. Niektórzy nawet się zmoczyli, ale w sumie nie ma się czemu dziwić. Emocje sięgnęły zenitu. Niebezpieczna mieszanka męskości, ognia, wrażliwości, humoru, inteligencji i dystansu rozlała się na scenie…
Ale nie tylko na scenie. Czekając na występ „niebezpiecznej mieszanki” spojrzałam na mijającego mnie faceta. Ciemne włosy i oryginalna fryzura. Skąd ja go znam, skąd ja go znam?
Pogimnastykowałabym mój mózg dłużej, ale zaraz za facetem w kitce szedł sam szatan. Tak, tak. Skomercjalizowany szatan – oczywiście w wydaniu zawodowym, bo prywatnie szatan zapewne wciąga na siebie szary dres i jest zwykłym Adamem D. 😉
Szatan usiadł sześć rzędów przede mną. I zaczęło się. Oblężenie. Fotka. Fotka. Fotka. Uśmiech. I ze mną. I ze mną. Szatan nie wstał, nie ryknął, nie odpędził się. Ludzie fotografowali go jak małpkę w Zoo. Nie łatwo być Szatanem, co?
A ci, którzy nie podchodzili i tak z zaciekawieniem spoglądali w jego stronę.
Ja oczywiście też.
Siedziałam sobie czekając na występ ulubionego zespołu i zastanawiałam się,
czy jego to nie wkurza? Spojrzenia, fotki, konieczność opuszczenia koncertu przed jego zakończeniem …
Nie łatwo jest być komercyjnym Szatanem… zwłaszcza z osłabionym układem odpornościowym;)

  

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: