Nie będę ściemniać. 6.00 przegapiłam. O tej godzinie nic nie wyrwie mnie z łóżka… nawet koniec świata. Ale skoro zostałam obudzona o 7.20 uznałam, że widocznie koniec świata nadejdzie o 18.00.
I znowu. O 18.00 zabiły dzwony, a ja jadąc rowerem spanikowana pomyślałam, że zapomniałam… włączyć nagrywania i znowu nie obejrzę jak Magda Gessler robi zadymę w restauracji.
Czymże jest koniec świata w porównaniu z twardym schabowym, brudem w kuchni, czy zapłakaną właścicielką restauracji 😉
Ale jednak piszę dziś o końcu świata!
Tak mi się luźno skojarzyło, że to dziś. Usiadłam wieczorem do komputera i projektu, nad którym pracuję od końca stycznia. Dopisałam kilka stron i stanęłam. Teraz chętnie posprzątam mieszkanie, własne lub cudze, ugotuję pięciodaniowy obiad… zrobię wszystko, by odejść od komputera. I nie wracać.
Dlaczego? Czas kończyć. Mój projekt. Jeszcze tylko trzy godziny i będzie po wszystkim 😦 Nie czuję ulgi. Tonę w przerażeniu. Skończę i co? Będzie koniec świata? Mojego świata. Świata Sylwii. Rany, czyżby ta przepowiednia dotyczyła tylko mnie? 😉
Znacznie lepiej jest zaczynać niż kończyć 🙂
Cz. Miłosz, „Piosenka o końcu świata” 😉
PolubieniePolubienie
coś się kończy, coś zaczyna…
PolubieniePolubienie