Uwaga!
Tekst, który zamierzam za chwilę przytoczyć pochodzi z pilnie strzeżonego, prywatnego archiwum. Mojego! Wartownik na wieży. Fosa. I smok ziejący ogniem.
Tekst ten został napisany specjalnie dla Kariny. Na jej …ste urodziny.
Coż taka nasza tradycja. To chyba ona zaczęła. Napisała dla mnie opowiadanie. W zamian zażądała opowiadania. Napisałam. I w zamian zażądałam kolejnego opowiadania 🙂 Mam tego sporą kolekcję. Raz na rok czytam. I płaczę ze śmiechu. Na ostatnie urodziny dostałam od niej tekst o moich 77 urodzinach. Siedemdziesiątych siódmych 🙂 czyli jej wizja przyszłości. Zainspirowana na jej urodziny podarowałam jej tekst o alternatywnej rzeczywistości. Podejmujemy przecież decyzje (lub życie podejmuje je za nas) i dzieje się coś, co sprawia, że idziemy w prawo, a nie w lewo… A co byłoby gdybyśmy poszli w lewo? 🙂
Tak więc jeśli nie masz wysokiego poziomu tolerancji na abstrakcyjne żarty to zalecam EWAKUACJĘ.
Krótka legenda dla tych, którzy czytają dalej. W rzeczywistości:
Karina to solenizantka.
Jarek to zwariowany singiel. Ja przy nim zawsze płaczę 🙂
Ela (zwana elastyczną) to właścicielka kota Gustawa. Ma biologiczne wykształcenie i problem z biodrem.
Joanna to ja. Każdy mnie zna 😉 (bo jestem skromna ;))
Jacek to mąż mój. Prawnik. Pojawia się na końcu, w wyniku strajku, bo przecież nie może go zabraknąć w moim alternatywnym życiu 😉
Białe płatkiśniegu wirują na wietrze. Przytulny domek Kariny przykryty jestgrubą kołderką śniegu. Z komina wydobywa się cienki strumieńdymu. Dymek podskakuje wesoło.
W kuchni Pani domuotwiera właśnie piec i wyciąga z niego blachę pełną kruchychciasteczek. Kuchnię wypełnia przepyszny zapach. Mniam, mniam.
-
Powinnam zrobićpodwójną porcję – Karina marszczy czoło – Jarek jak usiądzieprzy ciasteczkach zje je wszystkie.
Karina spojrzała nazegar. 15.55. Zaraz przyjadą goście. Co roku, o godzinie 16.00, dojej uroczego domku nad morzem wpada cała ferajna małp pana H. Takajest tradycja. Karina zdejmuje fartuch kuchenny i poprawia przedlustrem fryzurę. Dokładnie o godzinie 16 słyszy stukanie do drzwi.
-
OOO, Karina? -po uchyleniu drzwi do hallu ładuje się zaokrąglony brzuszek iJarek, jego właściciel.
-
Spodziewałeśsię kogoś innego?
-
No nie …. alemyślałem, że mnie czymś zaskoczysz. A Ty znowu wyglądaszkwitnąco.
-
Chciałabym bymmóc powiedzieć to samo … Ty wyglądasz trochę pączkująco 🙂
-
Wiesz jak tojest! OOO, co tak pięknie pachnie? Masz dezodorant o zapachuświeżych ciasteczek?
-
Upiekłamciasteczka …
-
Moja żona teżpiecze …
-
Codzienniepewnie …
-
Codziennie! Jakkocha to niech piecze!
-
Zapraszam dośrodka.
-
Sama jesteś? -Jarek nieproszony obleciał cały dom.
-
Nie – zpowagą zaprzeczyła Karina – z Tobą.
-
Ale ja pytam oTwoją rodzinkę!
-
Mój mąż icóreczka są w Strykowie. Przyjeżdżamy tu razem na całe lato.Zimą wpadam tylko wtedy, gdy mam wenę. Tu mam spokój i mogępisać.
-
Ja jak chcęmieć spokój to jadę na deskę. Pakuję całą rodzinę w mojegoVana i jedziemy …
W czasie, gdy Karinai Jarek toczyli miłe rozmowy, kilka metrów przed domem Karinyblondynka i jej sportowa Honda próbowała pokonać zlodowaciałewzniesienie.
-
Cholera jasna!- krzyknęła Joanna – gdzie ona zamieszkała! Londyn, Paryżbyłby ok, ale tutaj? Wszędzie jest biało! Jakieś pieprzonagórka!
Siedziała sama wsamochodzie. Czyżby mówiła do siebie? Nie zwracała uwagi napiękne widoki. Z wielką energią naciskała na pedał gazu.
-
No dalej,kochanie – Joanna zachęcała słodko swój ukochany samochód –wjeżdżaj pod tą górkę.
Za piątym razemudało jej się pokonać oblodzone wzniesienie. Wjechała w końcu napodjazd przed posesją numer 6. Wysiadła z samochodu i starała sięszybko dostać się do domu Jubilatki, nie mocząc sobie przy tymkozaczków, hitu tej zimy.
-
Cześć Asia –na progu powitał ją znajomy głos – rozpłaszcz się!
-
Jarek? -zapytała Joanna nie wierząc własnym oczom.
-
Nie, Karina –głośno roześmiał się Jarek – zrobiłam sobie operacjęplastyczną, żeby upodobnić się do mojego idola.
-
Cześć Jarek,ty jak zwykle masz świetny humor. A ja się wkurzam, bo nie mogłampodjechać pod tą pieprzoną górkę! Czemu tu leży tyle śniegu?
-
Bo to nie jestPoznań tylko wiocha! A śnieg dłużej leży, bo jesteśmy bliskomorza – na schodach ukazała się Karina.
-
No cześć!Chodź! Niech cię uściskam! – zawołała Joanna – Najlepszeżyczenia….
-
Witam, wejdźdo środka.
Joanna rozejrzałasię po domu.
-
Pięknieurządzony. Rewelacja. Taki ciepły, rodzinny.
-
Dziękuję –uśmiechnęła się Karina.
-
Dobrzewyglądasz – powiedziała Joanna z zazdrością – które tourodziny?
-
Osiemnaste –roześmiała się Karina.
-
OsiemnasteTwoje czy Rekina?
-
Pawła też :)ale jeśli chciałaś przyjść na urodziny mojego brata bliźniaka,to chyba pomyliłaś adres …
-
No właśnie,Karina, dobrze wyglądasz! – dodał Jarek – widać, że nic nierobisz!
-
Jarek –Joanna skarciła Jarka – Jak nic nie robi?
-
Ha, ha, ha, ha– Karina na szczęście zareagowała śmiechem – Tak nic nierobię, tylko leżę i pachnę, Jarek!
-
Pachniesz? Niepoczułem!
-
I niepoczujesz! Ironii też nie czujesz. Przecież Karina pisze. Swojądrogą jak ty to robisz, że każda twoja książka jestbestsellerem?
-
E tam pisze, jateż mógłbym pisać, gdybym miał czas. Mam pomysły na tylehistorii …
-
A co takiegorobisz, że nie masz czasu? – zapytała Karina.
-
Praca, praca,praca. Weekendy mam ciężkie … nawet nie wiecie jakie ciężkie …
Wiedziały, żepraca go pochłania. Jarek był rekinem biznesu. Firma jego i jegowspólnika Błażeja od wielu lat była wiodącym producentem obuwia.„Szmat-but” to marka ceniona na całym świecie. Kto by pomyślał,że zaczęło się niewinnie od straganu z obuwiem w Mielnie. Niemiały pojęcia jednak o jego życiu prywatnym
-
Jakie ? –zapytały równocześnie.
-
Imprezy,imprezy i imprezy. A to moja młodsza córka wymyśli sobie jakąśdyskotekę, a to starsza wypad do klubu. Nie mogę puszczać ichsamych. Muszę ich pilnować. Przecież po tego rodzaju lokalachbłąka się mnóstwo podstarzałych facetów chętnych na młodeciała. Oburzające, no nie! Niech stary dziad siedzi w domu! A nieślini się patrząc na moje córeczki.
-
Oooo –zdziwiła się Karina.
-
Zobaczysz, jaktwoja córka urośnie – Jarek zwrócił się do Kariny.
-
Ja na szczęścienie będę miała tego problemu – ucieszyła się Joanna i złapałacieplutkie, świeże ciasteczko.
-
Nie jedz! -wrzasnął Jarek.
-
Nie jedz! -powtórzyła Karina – Czekamy jeszcze na Elę.
Joanna już miaładyskutować, bo przecież nie mogła oprzeć się takiemu pyszniewyglądającemu się ciasteczku ale wszyscy usłyszeli walenie dodrzwi. Cała trójka pobiegła otworzyć drzwi.
-
Oooo Ela !
-
W końcu Wasznalazłam! – zadowolona Ela wygięła się elastycznie i zaczęłaściągać buty.
Obserwujące jątowarzystwo zamarło. Ela wyglądała jak Lara Croft. Długi warkoczzalotnie opadał jej na pierś. Biodra opinały spodnie wojskowe.
-
Spóźniłaśsię – krzyknął z zadowoleniem Jarek.
-
Pewnie niemogłaś podjechać pod górkę. Sam lód! Moja honda, mimo że mamnajnowszy model też nie dała sobie rady.
-
Nieee, górkinie zauważyłam. Przyjechałam trochę z innej strony
-
Z innej strony?Towarzystwo znów stanęło i wybałuszyło oczy.
-
Tak. Bałam sięw ogóle, ze nie przyjadę. Wiecie, teraz jest okres godowyjaguarów. Nie chciałam ich zostawiać. Ale przyleciał do naszegoobozu helikopter Polskiej Akcji Humanitarnej i zabrałam się znimi. Zrzucili mnie trochę za wcześnie. Dobrze, że mój zegaremma GPS. Dzięki temu trafiłam do domu naszej poczytnej koleżankiKariny. Wszystkiego najlepszego. Ode mnie i od Gustawa.
-
Dziękuję.Gustawa zabrałaś ze sobą do Afryki?
-
No pewnie,niech poznaje swoją rodzinę! Zaprzyjaźnił się ze stademjaguarów.
-
Ja też sięzaprzyjaźniłem. Ale tylko z jednym jaguarem. Stoi u mnie w garażu.- Jarek poczuł potrzebę pochwalenia się stanem swojego garażu.
-
Skoro jesteśmywszyscy, zapraszam Was do stołu – Pani Domu zagoniła wszystkichdo jadalni.
Wszyscy rzucili sięna ciastka, jakby od trzech dni niczego nie jedli.
-
Cholera, z rokuna rok przyjeżdżają coraz bardziej głodni! – pomyślała Karina.
-
A twojacóreczka jest zdrowa? Ta zima jakaś wybitnie mroźna jest. -zapytała Joanna.
-
Taak, zdrowa.
-
Mój Gustawmiał trochę kataru … – wtrąciła Ela.
Joanna zapatrzyłasię w dal.
-
Jarek jak idziebiznes? – zapytała Joanna.
-
Super.Wchodzimy w tym roku na giełdę.
-
Ooooo –dziewczyny równocześnie wydały z siebie okrzyk.
-
A Ty Karina nadczym teraz pracujesz?
-
Kończęksiążkę pt. „Spacer nad rozlewiskiem”.
-
To kontynuacja„Wakacji nad rozlewiskiem?” – zapytała Ela.
-
Tak – Karinaucieszyła się – Czytałaś?
-
Tak, na głos.Gustawowi.
-
Aaaa –wszyscy równocześnie wydali z siebie okrzyk.
-
A Ty Elawracasz do Polski?
-
Nie, Gustaw sięzakochał w Elzie z afrykańskiego buszu. Zostaję z nimi. Mogąpotrzebować mojej pomocy.
-
Uuuu – wszyscyrównocześnie wydali z siebie okrzyk.
-
Joanna, a tyskąd miałaś kasę na najnowszą hondę – zapytał zawszewścibski Jarek – pewnie nie z pensji zarządcy biurowca naSłowackiego.
-
Nie –roześmiała się Joanna – Ja też od czasu do czasu publikuję.
-
Tyyyyyyy? – wszyscy równocześnie wydali z siebie okrzyk.
-
Nie do końcaja. Po prostu raz do roku sprzedaję opowiadanie, no wiesz Karina,jedno z tych, które kiedyś dla mnie pisałaś. Znalazłam gazetę,która daje za to dobre pieniądze.
-
Cholera, to ty?- zapytał zgorszony Jarek.
-
Ja.
-
Eeeeee – – wszyscy równocześnie wydali z siebie okrzyk.
Po dwóch godzinachkrzyków, opowieści i śmiechów goście zaczęli zbierać się dowyjścia. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-
Przepraszam Was– Powiedziała Karina i wyszła z pokoju.
Po chwili do pokojuwszedł przystojny brunet.
-
Przepraszam, żeCię nachodzę. Ale przyniosłem umowę na nową książkę.Sprawdziłem, możesz podpisywać. – powiedział do Kariny.
-
O dziękuję.Poznajcie się. To moi znajomi a to mój prawnik.
-
Prawnik ? -Joannie zaświeciły się oczy i pierwsza rzuciła się, by sięprzedstawić.
-
Joanna jestem.
-
Miło mi,Jacek.
-
To nie będziemyprzeszkadzać – powiedziała Ela – idziemy.
-
Ja możejeszcze chwilę zostanę – powiedziała Joanna, nie odrywającoczu od Jacka.