W końcu mam chwilę, by usiąść do bloga. Leżę sobie w łóżku z laptopikiem. Znów się lenię? No nie tak do końca.
Planowałam, że te trzy dni między świętami a sylwestrem zaszaleję – będę robić nic, pochodzę po sklepach, pójde z mężem na podwójny seans do kina. Plany jedno a moja praca drugie … Zawsze gdy ma być spokojnie, wydarzy się cos takiego, że włosy stają dęba, a plany się rozpadają.
Wczoraj też tak było. Dawno się tak nie wkurzyłam. Kilka godzin stresu, wyścigu z czasem, nagromadzenia spraw i jeszcze wszędzie z zakropkowaną Julką. Trochę pozamiatałam w niewygodnej dla mnie od czasów choroby – na kuckach.
I gdy dotarłam do domu czułam jakbym spotkala się z TIREM. Najpierw bolały mnie mięśnie pleców. Położyłam się spać. Nie moglam zasnąć, bo nogi bolały mnie tak przerażliwie, że nie miałam pojęcia co z nimi zrobić? Gdzie je położyć by choc na chwilę przestały boleć.Zaczęło mi byc zimno. Zmierzylam temperaturę – ups stan podgorączkowy. Zostalam więc dziś w domu, mimo licznych obowiązków. Lężę i czekam aż przejdzie. Ok. Nie leżę spokojnie. Tzn. Jestem statyczna. Ale w głowie klębia się myśli. Czy to wynik stresu? Zmarznięcia (ale dałabym sobie głowę uciąć, że nie zmarzłam)? A może zaczyna atakować mnie ospa (znalazłam dwie krostki na udzie). Wiem, że od dwóch się nie umiera 🙂 Ale co jeśli zaraz pojawią się nowe? A może to tylko uczulenie?
Nogi bolą mnie już mniej, ale nadal czuję okropne uczucie zmęczenia – jak po maratonie. Chyba już się nie stresują nawrotem (ok, nawet jeśli to tak tyci tyci), ale ból zmusił mnie do zatrzymania. Bo nie ma z nim żartów. Już się nauczyłam, że z pewnymi rzeczami nie wygram. Muszę się poddać 🙂
A skoro mam postój to chciałam się pochwalić. Kupiłam sobie wczoraj kalendarz na 2010 rok. Przepiękny. W czerwonej skórze z krokodyla. Nie ma czerwonych krokodyli? No tak. Powinnam napisać jakby skórze krokodyla. Ucieszyłam się bardzo. Oglądałam ostatnio film o zwierzętach z Austrialii, między innymi o 7 metrowych krokodylach 🙂 i teraz jestem w posiadaniu własnego kawałka krokodylka 😉
Zaczęłam przepisywać do kalendarza namiary na wszystkich GBSowców, z którymi miałam kontakt. I pomyślalam sobie, że to niesamowite. Gdy wpadłam na pomysł Grupy Wzajemnego wsparcia miałam na liście trzy osoby Magdę, Qrczaka i Henryka. Dziś lista jest 10 razy dłuższa. Grupa działa. Pomaga. Szanuję to, że nie wszyscy z Nas chcą pomogać. Zazwyczaj wynika to z chęci najszybszego zapomnienia. I zawsze cieszy mnie, gdy proszę osobę z mojej listy o pomoc, a osoba ta reaguje błyskawicznie 🙂 Jutro na przykład ma mieć miejsce spotkanie GBSowca z doświadczeniem z GBSowcem leżącym w szpitalu w Śremie. Trzymam kciuki, by ten leżący w szpitalu zobaczył światełko w tunelu.