Jeszcze dwa dni 🙂 Chyba damy radę. Julkce kropki powoli schodzą. Ja za to patrząc sie na nią drapię się bez przerwy, a co noc śni mi się, że mam ospę. Cóż może zdziałać nastawienie psychiczne 🙂 Boję się, że nie zdążę przygotować wigilii, bo rozłoży mnie wysoka temperatura i tabun swędzących krostek 🙂
Może nie będzie tak źle.
Kurcze, bardzo lubię Święta Bożego Narodzenia. Kiedyś, kiedy po śmierci najbliższych osób spędzałyśmy je razem z mamą i z KLANEM bylo smutno … ale teraz jest tak rodzinnie, zjeżdżają się nasi rodzice, dziadkowie. Super.
W tym roku wkurza mnie, że nastrój świąteczny jest taki medialny, że wszystkim odbija … i robią wszystko, by przez chwilę było miło i rodzinnie, a po chwili, każdy robi swoje, kopiąc dołki pod innymi.
Widziałam wczoraj w wiadomościach newsa. Materiał o biednym, bezdomnym małżeństwie, z dwójką malych dzieci. Że oni wigilii razem spędzić nie mogą … bo ona jest z dziećmi w przytułku dla matek, a on w schronisku dla bezdomnych mężczyzn. Bo wszystko sprzedali i wyjechali chyba do Londynu (widziałam tylko jednym okiem :)) za pracą. Za lepszym życiem. Przecież inni wyjeżdzali i im się udało. Tym się nie udało. I wrócili do kraju – bez pieniędzy, bez mieszkania.
Wredna jestem, ale pytam się do cholery jasnej, jak mogli sprzedać wszystko i wyjechać z dwojką małych dzieci do pracy? Razem? Rozumiem, że najpierw on, gdy on juz ma stałe miejsce pracy i pensję to przyjeżdza ona. Ale takie ryzyko? Jak można? A materiał w klimacie, jacy to oni okropnie biedni i nieszczęśliwi…. chyba w dużej mierze na własne życzenie. Mój tata mówił, że jak masz miękkie serce i pusto w głowie to musisz miec twardy tyłek.